Panna z dobrego domu
Pochodzę z tzn. "dobrego domu". Oboje rodzice pracujący, ładnie urządzone mieszkanie, pełna lodówka, co tydzień obowiązkowa msza w kościele, co wakacje wycieczki i zwiedzanie.
W tym momencie, kiedy chcę opisać wspomnienia, znów czuję się jak mała dziewczynka leżąca w ciemnym kącie pokoju. Boli mnie brzuch, chce mi się płakać, nie chcę do tego wracać, ale muszę. Nie mogę całe życie wypierać wspomnień! Nie mogę całe życie czuć się nieszczęśliwa!
Do dziś nie rozumiem, dlaczego nikt nie słyszał?Mieszkałyśmy w bloku na 1 piętrze, w klatce, gdzie mieszkało 10 rodzin. Tak, takie były czasy... Biło się dzieci, tak to się dziś tłumaczy. Byłyśmy katowane pasami, kablami, szarpanie za włosy, bite po twarzy, popychane na ściany, meble, podłogę. Tygodniami chodziłyśmy z fioletowymi ciałami ukrytymi pod długimi ubraniami. Byłyśmy wyzywane, zastraszane, szantażowane, wyśmiewane, poniżane, wyrzucane z domu. Dwie dziewczynki.
Kasowanie skończyło się, kiedy poszłam do liceum. Moja siostra musiała jeszcze poczekać.
Dziś jesteśmy dorosłe. Obie mamy ogromne problemy emocjonalne, choć z nikt z zewnątrz nawet tak nie pomyśli. Idealnie się maskujemy, jesteśmy w tym mistrzyniami - trenujemy właściwie od urodzenia.
Jestem matką. Moje macierzyństwo to ogromna, codzienna praca nad sobą. Tak potwornie ciężka, że nawet nie umiem tego opisać. Żeby nie podnieść ręki, żeby nie wpaść w furię, żeby nie zrobić im tego, co zrobiono mi. Wychowania, tzn tego całego wsparcia, etapów rozwoju itd. uczę się z książek. Bardzo dużo robię intuicyjnie, słuchając dziecka we mnie, bo ja je pamiętam, mimo wszystko!
Cały czas, jaki spędziłam w domu rodzinnym, kiedy akurat nie było awantur, przebywałam zamknięta a swoim pokoju. Nie z własnego wyboru, bo samotność była dobijajaca. Każdy siedział zamknięty w swoim pokoju, bo zawsze było albo po awanturze, albo przed. Rodzice zawsze skłóceni i obrażeni, albo na siebie, albo na nas. Byłam rozdzielana z siostrą, żebyśmy siedziały cicho. Czasem byłam w takim stanie, że bałam się wyjść do łazienki i sikałam do czegoś w pokoju. O jedzeniu nie było mowy. Wymykałam się do lodówki, kiedy rodzice, już spali, tak bałam się kolejnej awantury.
Dziś nie umiem wytrzymać w tym pokoju dłużej niż kilkanaście minut. Jest to on dla mnie więzieniem, miejscem które kojarzy mi się z potwornym bólem, samotnością, płaczem do rana, strachem, głodem.
Na dziś koniec.